Wraz z gwałtownym rozwojem motoryzacji w Polsce w ciągu ostatniego
dwudziestolecia pojawiły się dość poważne problemy wywołane przez
rozwój tego środka transportu. Długofalową zmianą jaką powoduje
niekontrolowany rozwój tej gałęzi transportu jest problem
suburbanizacji, rozprzestrzeniania się miast.
Fot. Motoryzacja masowa w Utah, w USA, cc wikimedia
Co się obecnie dzieje z miastami? Zaczynają się nadnaturalnie
powiększać, możnaby powiedzieć że "pęcznieją" w wyniku
powstawania nowych aktywności na jego obrzeżach. Tracą ludzką
skalę, w pewnym momencie takie rozrzedzone miasto staje się
niemożliwe do pokonania piechotą. Czy widać pieszych na
przedmieściach? Nie. Ponieważ odległości są tu zbyt duże, a obsługa
komunikacją zbiorową niewystarczająca z uwagi na niskie potoki
pasażerskie.
Za to przedmieście takie zyskują nową skalę- samochodową. Całe
przedmieścia są przystosowane dla samochodów, bo tylko one są w
stanie obsłużyć tak rozgęszczoną strukturę miejską. Co innego, gdy
na jednym hektarze mieszka 100 osób, jak w centrum miasta, a co
innego jak mieszka zaledwie 15- 20 osób na hektar, jak na
przedmieściach.
Fot. Rozlanie miasta (sprawl) na obrzeżach Toronto, Kanada, cc
wikimedia
Wówczas komunikacja zbiorowa z przyzwoitą częstotliwością nie jest
ekonomicznie możliwa, więc jedyną alternatywą pozostaje samochód
osobowy. Zmiany w strukturze rodzin- mniejsze gospodarstwa domowe,
oraz rozwój peryferyjnych centrów handlowych wzmacniają te trendy.
Coraz mniejsza gęstość zaludnienia prowadzi do sytucji, w której
ludzie w coraz mniejszym stopniu korzystają z komunikacji
zbiorowej, ponieważ nie jest ona w stanie zapewnić wydajnej obsługi
przedmieść.
Komunikacja zbiorowa wpada w spiralę marginalizacji- coraz mniej
pasażerów to wyższe koszty jednostkowe i rozrzedzanie rozkładów
jazdy aby "dostosować pracę przewozową do rzeczywistego
zapotrzebowania" jak zazwyczaj w urzędniczej nowomowie nazywa
się cięcia w rozkładach jazdy. Gdy rozrzedza się rozkłady jazdy,
wówczas od komunikacji zbiorowej odchodzi dalsza grupa klientów,
dla których komunikacja zbiorowa straciła atrakcyjność z powodu
pogorszenia oferty.
W końcowym stadium jedynymi pasażerami pozostają uczniowie, osoby
starsze, "ofiary socjalne", których nie stać na samochód
oraz grupa pasażerów, którzy zawsze będą jeździć komunikacją
zbiorową ponieważ są zbyt biedni lub zbyt mało zaradni aby nabyć
samochód, jak zrobiła wcześniej większość byłych pasażerów.
Podróż w towarzystwie hałaśliwej młodzieży, staruszek i starców
oraz plejady różnych rozbitków życiowych nie jest zbyt zachęcająca-
dlatego komunikacja miejska w miastach urban sprawl jest
zmarginalizowana, często nawet "potiomkinowska". Staje
się problemem, ponieważ z uwagi na małą liczbę podróżnych i ich
pochodzenie społeczne w pojazdach jest niebezpiecznie. Każdy
normalny pasażer jeździ samochodem.
Główną wadą samochodu jest jego terenochłonność. W czasie jazdy
samochód zajmuje 50 metrów kwadratowych, a miejsce parkingowe wraz
z przestrzenią manewrową zajmuje aż 11 metrów kwadratowych. Nie
jest możliwe zarówno technicznie jak i ekonomicznie aby połączyć
terenochłonność samochodu osobowego z przepustowością
infrastruktury drogowej i parkingowej w centrach miast. Centra
dostosowane do innych warunków ekonomiki transportu muszą upaść, i
upadają tam gdzie postawiono na samochód osobowy.
Fot. Rozlanie miasta- tzw. urban sprawl w Melbourne, Australia, cc
wikimedia
Stąd się biorą te nieludzko wielkie parkingi przed hipermarketami,
stąd wywodzi się zapotrzebowanie na coraz szersze ulice.
Przedmieścia dostosowane do potrzeb samochodu stają się tak
rozległe, że chodzenie piechotą traci tu sens, a komunikacja
zbiorowa staje się katastrofalnie nieefektywna. Wobec tego
następuje wzrost użycia samochodu, który z kolei powoduje dalsze
rozproszenie obszarów mieszkaniowych i większezużycie paliwa na
mieszkańca (vide wykres Newmana i Kenworthy’ego z 1989 - poniżej):
W myśl zasady błędnego koła następuje dalsze ograniczenie roli
transportu zbiorowego oraz dodatkowe użycie samochodu- promocja
dalszego rozproszenia obszarów mieszkaniowych- potem znów wzrost
użycia samochodu....
Kto za to płaci? Inwestycje w infrastrukturę typu rury, kable,
szkoły, przedszkola i drogi są coraz droższe wraz z postępującym
urban sprawl. Jednak płaci ogół podatników, bowiem takie
zagospodarowanie coraz bardziej rozległych terenów pod nową zaudowę
jest traktowane jako inwestycja w rozwój miasta, drogi i inna
infrastruktura finansowane są z budżetu miasta. Trochę
niesprawiedliwie, ponieważ nakłady inwestycyjne są tu dużo wyższe i
koszty te powinni ponieść chętni wyprowadzania się z centrum
miasta.
Również powstaje społeczny nacisk na dostosowanie miast do
samochodu, ponieważ ludzie nie mają już innego wyjścia niż używanie
samochodu. A to oznacza wyburzenia pierzej dla poszerzenia ulic,
wyburzenia kwartałów dla pomieszczenia parkingów oraz masowy exodus
tych, którzy nie chcą mieszkać w sąsiedztwie zatrutych spalinami i
hałasem ulic.
Dlaczego ludzie wyprowadzają się ze śródmieścia? Ponieważ wraz ze
wzrostem użycia samochodu rosną koszty zewnętrzne, których kierowcy
nie pokrywają. Występuje tutaj zawodność rynku-kierowcy nie
rekompensują mieszkańców centrów miast za hałas i zajęcie
praktycznie całego wolnego terenu ulic i placów. Mieszkanie w
centrach miast staje się coraz mniej znośne. Ulice wypełnione są
nieustannym hałasem motoryzacyjnem (to właśnie transport jest
głównym emitorem hałasu w mieście), chodniki i trawniki zastawione
rzeszą samochodów, których właściciele dojeżdzają nimi z przedmieść
do pracy.
Samochody zajmują każdą wolną powierzchnię centrum, znakomitym
przykładem są zastawione samochodami chodniki Krakowa i paraliż
komunikacyjny tego miasta w godzinach szczytu. Samochód
zanieczyszcza środowisko w mieście (aż 40- 75 % wszystkich
zanieczyszczeń w mieście powodowanych jest przez motoryzację),
powoduje wypadki, zagraża bezpieczeństwu słabszych użytkowników
ruchu, głównie dzieci.
Te niekorzystne zjawiska odczuwają wszyscy mieszkający w centrum
miasta obywatele, bez względu na to, czy sami jeżdżą samochodem,
czy nie. Jakość życia w centrum się pogarsza, męczeni
zanieczyszczeniami i hałasem ludzie zaczynają się źle czuć, nie
chcą przebywać w centrum miasta, nie chcą kupować tam mieszkań.
Większość marzy o tańszych i cichszych dzielnicach na
przedmieściach, i tylko czekać aż poprawa sytuacji materialnej
pozwoli im się wyprowadzić z hałaśliwego centrum miasta.
Deglomeracja śródmieść nastąpiła wszędzie w krajach dobrobytu.
Londyńska City, w której mieszkało jeszcze w połowie XIX w.
kilkaset tysięcy ludzi, dziś ma ich 5 tysięcy. Centrum Neapolu
wyludnia się co dekadę o dobre 10%. Nawet Bazylea zmniejsza się
pomału, a jej aglomeracja wzrasta: od lat pięćdziesiątych obszar
zabudowy mieszkaniowej w całej Szwajcarii zwiększył się o ponad
50%, mówi się nawet o aglomeracji środkowoszwajcarskiej, która
obejmuje całą rozproszoną zabudowę pomiędzy Bernem, Bazyleą i
Zurychem.
Prowadzi to do błędnego koła. Ludność opuszcza centrum miasta,
wyprowadzając się na peryferie, jednocześnie jednak dojeżdża
samochodem do śródmieścia, pogarszając tym jakość życia w centrum i
prowadząc do dalszego wyludniania się dzielnic centralnych. Wraz z
postępującą kongestią (zakorkowaniem ulic) hałas i uciążliwość
życia w śródmieściu wzrasta. Kierowcy starają się ominąć zatłoczone
ulice główne i zbiorcze, ruch samochodowy wzrasta również na
ulicach dotąd bocznych i lokalnych.
Te tendencje można obserwować w Warszawie. Jakość życia w
hałaśliwym i zatłoczonym centrum tego miasta jest bardzo niska,
niekiedy wręcz nie można przejść zastawionym autami chodnikiem mimo
zmian w prawie o parkowaniu na chodnikach, które miały zapewnić 1,5
metrowy prześwit pod ścianami domów. Ruch samochodowy o dużym
natężeniu przeniósł się z zatłoczonych głównych tras również na
ulice dotąd spokojne. Kierowcy warszawscy jeżdżą bardzo szybko,
agresywnie i brutalnie, wobec czego z tych bocznych ulic stopniowo
nikną inne formy transportu- transport rowerowy i pieszy, ponieważ
pędzące samochody to duży dyskomfort i potencjalne zagrożenie dla
pieszych i rowerzystów. To prowadzi do dalszej spirali wzrostu
użycia samochodu.
Tab. Przepustowość i prędkość podróżna samochodu, roweru i innych
środków transportu.
- Przepustowość danego elementu infrastruktury czy systemu transpotowego to ilość pasażerów, jaka może z niego skorzystać w ciągu godziny w przeliczeniu na metr szerokości zajmowanego pasa terenu. Przepustowość ma bardzo duże znaczenie zwłaszcza w centrach miast, gdzie zawsze brakuje wolnych terenów, a natężenie ruchu jest największe. Prędkość podróżna to średnia prędkość, uwzględnijąca postoje na przystankach, skrzyżowaniach i w korkach.
środek transportu | średnia prędkość (km/godz) | przepustowość (os/metr szerokości pasa/godz) |
samochód w ruchu ulicznym | 15- 25 | 120- 220 |
samochód na autostradzie | 60- 70 | 750 |
rower | 10- 14 | 1500 |
pieszy | 4 | 43600 |
autobus na wydzielonym pasie | 35- 45 | 5200 |
autobus w ruchu ulicznym | 10- 15 | 2700 |
kolej podmiejska | 24- 45 | 4000 |
szybka kolej miejska | 35 | 9000 |
wg Worldwatch Institute za M.Hyła "Miasta dla rowerów, nie dla
samochodów!", Kraków 1996
W europejskich miastach centrum jest szczególnie atrakcyjnym
miejscem. Jednak wraz ze wzrostem użytkowania samochodu jego
atrakcyjność maleje, gdyż dostępność centrum z powodu kongestii
(korków) i deficytu miejsc parkingowych maleje. Na obrzeżach miast
powstają nowe centra handlowe i usługowe, stanowiące konkurencję
dla centrum miasta. Są one całkowicie przystosowane dla samochodu,
ponieważ są one budowane właściwie tylko dla klienta
zmotoryzowanego.
To motoryzacja umożliwia lokowanie wielkich centrów handlowych pod
miastem, to ona powoduje, że sklepy w centach miast są
niekonkurencyjne, ponieważ nie są w stanie zapewnić miejsc
parkingowych i wygodnego dojazdu samochodem (czyli braku korków, co
jest niemożliwe, ponieważ w każdym europejskim mieście korki w
centrum to stan normalny, kongestia bowiem jest wrodzoną
(endogenous) wadą motoryzacji indywidualnej).
Tania konkurencja z zewnątrz pokonała już niejedno centrum miasta,
ja zwiedziłem dwa takie opustoszałe centra miast: w Cottbus
(Chociebuż) oraz w Schwedt. Tam hipermarkety wygrały, ponieważ
zaoferowały morza i pustynie parkingów, dogodny dojazd na
poszerzonych ulicach bez korków. Stare centra miast tego zaoferować
nie mogły i przegrały zamieniając się w zwykłe dzielnice
mieszkaniowe z nielicznymi punktami handlowymi.
Nie chodzi mi tu specjalnie o krytykowanie hipermarketów, ponieważ
ich przewaga to kombinacja korzyści skali (efects of scale) z
wykorzystywaniem pracowników (praca w niepłatnych nadgodzinach,
brak przerw, praca w niedzielę). Głównym problemem, jaki tu widzę,
to fakt, że powstanie hipermarketów destrukcyjnie wpływa na
strukturę handlu detalicznego w mieście. Mówi się, że jeden
hipermarket to upadek 12 małych sklepików lub 7 dużych, jedno
miejsce pracy w zamian za 6 w sklepikach.
Co się dzieje z klientami tych małych sklepów, dogodnie położonych
w obszarach mieszkalnych, w tym "mieście krótkich
dystansów", w którym można dojść piechotą do sklepiku na rogu?
Co się dzieje, gdy sklepik upada? Wówczas część klientów chodzi
piechotą dalej do następnego sklepu, a część jeździ samochodem do
supermarketu, ponieważ jest taniej i wygodniej niż piechotą do
odległego następnego mniejszego sklepu. Jeśli już wybiera się na
zakupy samochodem, to zwykle kieruje się do hipermarketu. W ten
sposób napędza się urban sprawl.
Handlowcy w centrum miasta bronią się, domagając się budowy
parkingów wielkopojemnych w nadziei zapewnienia sobie
konkurencyjności. Ich argumenty są częściowo słuszne, ale budowa
parkingów w centrum zazwyczaj jest dotowana i odbywa się na koszt
podatnika (inaczej opłata parkingowa musiałaby wynosić
kilka-kilkanaście PLN, na co z pewnością stać by było nielicznych).
Wybudowanie parkingów w centrum miasta nieodwracalnie zmieni je w
bardziej przystosowane dla samochodów, wywoła ruch wzbudzony
poprzez stworzenie możliwości dojazdu do centrum samochodem, przez
co kolejna grupa pasażerów opuści transport publiczny i przesiądzie
się do samochodów.
Obecnie w Polsce już widać wyraźnie zalążki "wyścigu
parkingów". Miasta, aby powstrzymać proces upadku znaczenia
centrum miasta, masowo zaczynają planować parkingi wielopoziomowe,
co z pewnością wykreuje dodatkową mobilność. Ja już mam kandydatów
na wygranych w tym wyścigu miejsc parkingowych: będą to centra
handlowe, które są w stanie zapewnić największą przestrzeń dla
samochodów oraz najniższe ceny, ponieważ wykorzystują swoje
korzyści skali. Nie muszę chyba dodawać, że te korzyści skali
wywodzą się głównie z dostępności hipermarketów dzięki motoryzacji
masowej.
Ograniczenie roli motoryzacji masowej doprowadzi również do
ograniczenia dominacji hipermarketów. Wszystko zależy tutaj od
polityki władz miasta- to ona decyduje o rozbudowie infrastruktury
drogowej wokół hipermarketów, to ona decyduje o tym, że do tych
podmiejskich gigantów przenosi się życie miasta, że to one
zaczynają zastępować historyczne centrum.
Efekt długofalowy zaistnienia hipermarketów to zamieranie centrum
miasta z powodu małej atrakcyjności i przenoszenie się aktywności
gospodarczej na przedmieścia. Następuje przemiana miasta w
ex-miasto. Historyczne miasto z aktywnościami zlokalizowanymi w
jednym miejscu, a przez to ograniczające potrzebę podróżowania
ulega wymianie na ex-miasto w którym oddalone od siebie miejsca
pracy, miejsca zamieszkania, miejsca zakupów i rekreacji wymuszają
wzrost potrzeb podróżowania.
I jedynym środkiem transportu zdolnym obsłużyć te sztucznie
wzbudzone potrzeby transportowe jest samochód, który z kolei sam je
wywołuje ze względu na swoje wady (terenochłonność, uciążliwość). W
wielu przypadkach motoryzacja i urban sprawl stają się
samonapędzającym się błędnym kołem (selfperpetuating vicious
circle). Tak stało się w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Dobrze przedstawił sytuację zaistniałą w amerykańskich miastach
Jacek Wesołowski ("W cieniu Detroit, czyli o polskich miastach
doby restrukturyzacji" Tygodnik Powszechny nr 6, 11 II 2001).
"Amerykanin może nigdy nie odwiedzić South Side w Chicago,
albo miesiącami nie być w centrum Detroit. Oba miejsca są
nieprzyjazne i niebezpieczne.
Stopień dezurbanizacji jest różny, zależnie od wielu czynników,
które go powodują. Jeśli, jak w Detroit, nałożyły się na siebie
prosamochodowa ideologia, konflikty społeczne, modernistyczne
planowanie i głęboka restrukturyzacja przemysłu, efekt jest
wyjątkowo żałosny. W tym wypadku dezurbanizacja okazała się
sposobem na przemianę miasta w przedmieście swoich przedmieść.
Kilometry kwadratowe spustoszonych terenów, z opuszczonymi i
zrujnowanymi domami, składnicami złomu i przypadkowymi warsztatami
pośród resztek miasta oraz pozostałe gdzieniegdzie ostatnie wyspy
miejskości w postaci wyizolowanych centrów kulturalnych określają
krajobraz śródmiejskiego kołnierza tej czteromilionowej metropolii.
Nie koniec na tym: i "Downtown" właściwie istnieje tylko
w postaci przetrzebionego skupiska wieżowców, pośród których rzadko
znajdzie się budynek z ostatnich kilkudziesięciu lat. Większość
fascynujących budowli, teatrów i eleganckich hoteli z I połowy
wieku, które wypełniały śródmieście jak wszędzie indziej, stoi
pusta. Zamurowane okna i wejścia, puste parcele, parkingi w
dekorowanych sztukateriami salach kinowych, ulice, którymi mało kto
chodzi.
Do tego pomniki daremnych wysiłków ożywienia centrum sprzed
dwudziestu lat: napowietrzna kolejka łącząca nieliczne używane
biurowce i parkingi, tory zabytkowego tramwaju, który rzadko
jeździ, i jeden nowoczesny czterowieżowy biurowiec nad rzeką.
Mieszkańcy nawet w zamkniętym samochodzie boją się jeździć do
centrum, bo bywa, że z wiaduktów nad autostradą lecą na samochody
kamienie; zresztą wszystkie miejsca potrzebne do życia dawno już
ulokowały się na zewnątrz, stopniowo coraz dalej i dalej."
Lewis Mumford (L. Mumford "The City in History", Penguin
Book Group 1961, str. 572-581) zajmując się historią miasta
stwiedził, że przedmieścia postałe w latach 1850- 1920 zawdzięczają
swoją egzystencję kolei, a powstanie przedmieść położonych bliżej
centrum miasta stało się możliwe po 1895, kiedy upowszechniły się
tramwaje i metro. Rozmiary tych przedmieść nie były duże, zazwyczaj
6- 9 tysięcy mieszkańców. Ich rozmiar był naturalnie ograniczony
odległością od stacji kolejowej, pokonywaną najczęściej pieszo.
Wszystko zaczęło się zmieniać z chwilą rozwoju motoryzacji
indywidualnej. Piesza skala przedmieści zanikła, a wraz z nią
większość wdzięku, indywidualności i unikalności tych miejsc. Skala
samochodu to estetyka w nieludzkiej skali: ogromne billboardy i
plansze reklamowe, wielkością dostosowane do zmotoryzownanego
widza, wielkie szyldy w stylu "MacDonald" lub
"Hipermarket".
Gdy samochód zaczął stawać się nieudolnym substytutem komunikacji
publicznej, przedmieścia zaczęły się gwałtownie rozrastać, ponieważ
ich naturalne ograniczenie dystansu pieszego przestało się liczyć.
Samochód wchłonął to, czym przedmieścia się szczyciły: przestrzeń.
Zamiast idyllicznych zadrzewionych budynków w parkach powstały
budynki w parkingach. Chodzenie pieszo stało się niemożliwe:
inwazja motoryzacji uczyniła je niebezpiecznym, a rozrost
przedmieść uczynił je mniej sensownym- liczba punktów do których
można było dojść w ciągu 10 minut spaceru, zmniejszyła się
kilkakrotnie. Starożytny rzymski standard dróg o szerokości 15 stóp
dziś zmienił się w wielopasmowe arterie z wielopoziomowymi
koniczynami węzłów o powierzchniach 15 -17 ha.
Infrastruktura samochodowa ze swoją terenochłonnością wymaga
podobnych powierzchni wokół każdego budynku w którym gromadzą się
ludzie. Każda nowa fabryka lub biuro, każdy nowy sklep lub centrum
handlowe asfaltuje ile wlezie naokoło siebie, otaczając się
kordonem parkingów tak rozległym, że osoba, która zaparkowała na
jego skraju musi pokonać dłuższy dystans niż w gęsto zaludnionym
mieście po opuszczeniu autobusu lub tramwaju. Każda budowla rozłazi
się w wielkie połacie oddzielone od sąsiednich parkingiem.
Na podstawie obserwacji Mumforda można dość jednoznacznie
stwierdzić, że wzrost użycia samochodu w podróżach miejskich
prowadzi do dekompozycji miasta i rozwoju działalnościgospodarczej
na jego obrzeżach. Jak walczyć z procesem urban sprawl? Wszystko
zależy tutaj od polityki władz miasta. Jeśli położy ona nacisk na
rozwój konkurencyjnych do motoryzacji indywidualnej środków
transportu, na przykład komunikacji zbiorowej lub rowerowej,
wówczas można już mówić o przełamaniu niekorzystnych trendów
rozwoju miasta.
Przykładem miasta które dokonało całkowitej przemiany wcześniejszej
promotoryzacyjnej polityki opartej na kontynuowaniu status quo na
politykę transportową opartą na zasadzie zrównoważonego rozwoju
jest Strasbourg. W roku 1988 wykonano tam kompleksowe badania ruchu
które ujawniły dramatyczny spadek roli transportu zbiorowego. W
obszarze aglomeracji (435 tys. mieszkańców) jedynie 11% podróży
zmechanizowanych odbywano transportem zbiorowym, a aż 74% podróży
samochodem.(W.Suchorzewski "Strefowanie ruchu- droga do
poprawy życia w Warszawie" załacznik "Doświadczenia
międzynarodowe", OKIDS 1999)
Dramatyczny stan systemu transportowego w mieście skłonił jego
władze do uchwalenia w roku 1990 nowej polityki transportowej,
umożliwiającej takie przeprojektowanie i reorganizację przestrzeni
publicznej, aby zrównoważyć sposób wykorzystania różnych środków
transportu. Za cele tej polityki przyjęto rozwój transportu
zbiorowego oraz ruchu rowerowego i pieszego. Ograniczenie obecności
samochodu w mieście uzasadniono koniecznością ograniczenia
dyskomfortu pieszych i rowerzystów wynikającego z ekspansji
samochodu w mieście, zwiększenia ich bezpieczeństwa, usprawnienia
transportu zbiorowego tak aby nie musiał konkurować z samochodami o
powierzchnię ulic, ograniczenia emisji zanieczyszczeń, gazów
cieplarnianych i hałasu pogarszających jakość życia w mieście.
W ciągu dekady dokonano wielu zmian w polityce transportowej
miasta, odchodząc od motoryzacji indywidualnej na rzecz transportu
rowerowego, pieszego i komunikacji zbiorowej. Uzyskano wysoką
średnią prędkość komunikacyjną pojazdów transportu miejskiego (np.
tramwaj Vśr = 22 km/h) dzięki zastosowaniu priorytetów w sygnalizacji na
skrzyżowaniach i wydzieleniu pasów dla komunikacji zbiorowej. Na
przystankach zastosowano system elektronicznej informacji pasażerów
o rozkładzie jazdy (wyświetlacz elektroniczny na bieżąco informuje
pasażerów o najbliższych kursach komunikacji miejskiej). Efekty
usprawnienia komunikacji miejskiej przerosły oczekiwania co
spowodowało w mieście ogólny wzrost wykorzystania transportu
zbiorowego w podróżach do pracy o 43% w porównaniu z rokiem 1988.
Gdy ograniczono dostęp do centrum dla samochodów osobowych, wówczas
należało rozwiązać problem dojazdu kierowców do centrum miasta.
Rozważano możliwość budowy parkingów wielkopojemnościowych w
centrum miasta, jednak na podstawie wcześniejszych doświadczeń
własnych oraz innych miast stwierdzono, iż doprowadzi to tylko do
dalszego wzrostu użytkowania samochodu. Zdecydowano się zatem na
wprowadzenie systemu Park +Ride (Parkuj i Jedź). Trasy komunikacji
miejskiej wyposażono w parkingi o początkowej liczbie 4400 miejsc
postojowych. W zamian za pozostawienie samochodu na dowolnie długi
czas i opłatę każdy kierowca uzyskał możliwość dogodnego dojazdu do
miasta i z powrotem. Na podstawie przeprowadzonych badań
użytkowników parkingów stwierdzono, że ok. 90% z nich zmieniło
swoje dotychczasowe zachowania komunikacyjne, rezygnując z
parkowania w centrum miasta. Zakazano budowy parkingów
wielkopojemnych w centrum miasta.
Przeprowadzono konsekwentny program reorganizacji ulic i placów
miejskich, oddając ich powierzchnię pieszym i rowerzystom. Ruch
samochodowy ograniczono do koniecznego minimum. Całe obszary miasta
zorganizowano w oparciu o zasady strefy 30 km/h (progi
spowalniające, uspokajanie ruchu poprzez naprzemienne parkowanie,
zwężenia jezdni, szykany) z licznymi ograniczeniami dla samochodów,
co znacznie zminimalizowało natężenie ruchu. Po dziesięciu latach
tej polityki w centrum Strasbourga nastąpił wzrost ruchu pieszego o
ok. 20%
Intensywnie rozwijano sieć ścieżek rowerowych, głównie w centralnej
części miasta. Długość sieci wynosi ponad 330 km, wyposażone są w
nowoczesne urządzenia zapewniające bezpieczeństwo ich użytkowania-
oznakowanie, sygnalizacja świetlna, parkingi przy przystankach
komunikacji zbiorowej.
Ograniczenie terenochłonności ruchu samochodowego w mieście
dokonano poprzez zmniejszenie powierzchni ulic i ograniczonie
parkowania. W strefie centralnej miasta wprowadzono całkowity zakaz
budowy wielkopojemnych parkingów (tylko parkingi typu P+R),
zmniejszono drastycznie liczbę miejsc parkingowych na powierzchni,
ograniczając możliwość parkowania na placach, na chodnikach i w
wąskich uliczkach. Uprzywilejowano parkujących samochody na krótki
okres czasu, uprzywilejowania dla mieszkańców strefy centralnej
miasta osiągnięto poprzez niższe opłaty i zarezerwowane miejsca.
Po 7 latach wdrażania nowej zrównoważonej polityki transportowej
uzyskano wzrost liczby podróży w mieście o ok. 26%. Stwierdzono
ograniczenie udziału samochodu w podróżach do centrum miasta oraz
wzrost roli samochodu w obszarach o charakterze podmiejskim. Wzrost
roli transportu zbiorowego i rowerowego zachęcił władze miasta do
kontynuowania przyjętej polityki w tym: poprawiania transportu
autobusowego i tramwajowego, powiększania systemu ścieżek
rowerowych i stref tylko dla rowerów (rocznie przeciętnie o 10 km),
dalszego ograniczania liczby miejsc parkingowych w centrum (program
redukcji ok. 1000 miejsc). Co ciekawe, znów odrodziły się sklepy w
centrum miasta, które wcześniej upadły w wyniku ekspansji
hipermarketów. Opustoszałe lokale usługowe znów zapełniły się
klientami, rozkwitły kawiarniane ogródki, dla których znów znalazło
się miejsce na opustoszałych od samochodów ulicach.
Innym miastem zmieniającym politykę transportową jest Fryburg
Bryzgowijski (Freiburg im Breisgau, Niemcy). Jest to
dwustutysięczne miasto uniwersyteckie położone w pobliżu granicy
szwajcarskiej. Cechuje się bardzo dobrze rozbudowaną komunikacją
zbiorową i rowerową. Jest miastem o bardzo wysokim poziomie życia,
jednak jest to również miasto, w którym spadła- realnie- ilość
podróży samochodem, a było to możliwe dzięki długofalowej polityce
władz wspierających konkurencyjne do motoryzacji środki transportu.
We Fryburgu na początku dekady istniało 410 kilometrów tas
rowerowych, w tym 46 km wydzielonych dróg rowerowych, 130 km ulic
"przyjaznych" dla rowerów oraz ok. 114 km pasów
rowerowych na ulicach. System dróg rowerowych jest ściśle
zintegrowany z komunikacją zbiorową: dworcami kolejowymi oraz
przystankami komunikacji zbiorowej. Centrum miasta jes całkowicie
zamknięte dla samochodu, natomiast można tam dotrzeć pieszo,
rowerem, autobusem lub tramwajem. Dzięki tej polityce jeszcze w
1979 roku podróże niepiesze we Fryburgu rozkładały się następująco:
27 % na rowerze,
22 % komunikacją zbiorową
51 % samochodem osobowym.
W początku ubiegłej dekady sytuacja uległa zmianie, udział podróży
samochodem spadł do 46 %, zaś komunikacja rowerowa to 27 %,
komunikacja zbiorowa również realizowała 27 % podróży niepieszych.
Wynik ten przypisuje się integracji transportu rowerowego i
zbiorowego.
W blisko stutysięcznym mieście Delft w zachodniej Holandii
przejazdy rowerem sięgają 43 %, a w Groningen na północy Holandii-
50 % wszystkich podróży. Podobnie dzieje się w Danii: 30 %
wszystkich podróży Duńczycy odbywają na rowerach albo rowerem i
pociągiem.
Jestem przekonany, że wszystko zależy od polityki władz miasta, to
one bowiem decydują o infrastrukturze transportowej. A to ma
ogromne reperkusje na inne dziedziny życia- strukturę handlu,
jakość życia w mieście. Występują liczne efekty wtórne, jak na
przykład wzbudzenie dodatkowej mobilności poprzez rozproszenie
miasta wywołane użytkowaniem samochodu. W negatywnych tendencjach
transport zaczyna sam się napędzać. Dodatkowo wraz ze wzrostem
użytkowania samochodu spada dramatycznie (z powodu kongestii)
dostępność, a zatem i atrakcyjność centrum miasta. Korzystają na
tym podmiejskie centra handlowe.
Miasto się zmienia. Aby przeciąć to błędne koło należy dokonać
rewizji polityki transportowej i dowartościować zaniedbywane dotąd
przez planistów formy transportu: transport zbiorowy i rowerowy.
Użytkowanie samochodu musi podlegać ograniczeniom.
W Polsce brak jest zwykle jakiejkolwiek infrastruktury rowerowej.
Podróż rowerem po sieci drogowej jest niebywale niebezpieczna,
przeszkodę trudną do pokonania stanowią wszystkie główne arterie,
na których panuje duże natężenie ruchu samochodowego. Trzeba mieć
zapędy samobójcze, aby w tych warunkach podróżować rowerem po
ulicach polskich miast. Jest dla mnie całkowicie jasne, że gdyby
stworzyć sieć dróg rowerowych i komunikacji zbiorowej o wysokiej
jakości, wówczas nastąpiłaby zmiana zachowań komunikacyjnych.
Najciekawsze, że aż 60 % mieszkańców wielkich aglomeracji uważa, że
drogi rowerowe powinny powstawać nawet kosztem dróg samochodowych!
(Badania BBS Obserwator dla PKE/Miasta dla rowerów, 2000). Polityka
władz lokalnych to najczęściej całkowite zaprzeczenie oczekiwań
mieszkańców.
Koniec XIX wieku i pierwsza połowa XX wieku to prawdziwa rewolucja
rowerowa, rower stanowił podstawowy- obok tramwajów- środek
komunikacji w miastach. W tym czasie w Danii i Holandii na rowerach
odbywało się nawet 80 % podróży. Miłośnicy kina pamiętają też
chmary rowerów we Włoszech z filmu "Złodzieje rowerów". W
latach trzydziestych w tych krajach powstały zalążki rowerowej
infrastruktury- pierwsze drogi i ścieżki rowerowe.
Również na terenie ówczesnej Polski miała miejsce na mniejszą skalą
rowerowa rewolucja. W Białymstku komunikacja rowerowa rozwinęła się
tak dalece, że władze miasta były zmuszone wprowadzić obowiązek
posiadania karty rowerowej (po raz pierwszy w tej części Europy),
aby ograniczyć liczbę kolizji wynikających z nieznajomości
przepisów. Na terenie zachodniej Polski powstały pierwsze sieci
ścieżek i dróg rowerowych, między innymi w Nowej Soli (d. Neu Salz)
oraz we Wrocławiu (d. Breslau).
Rozwój motoryzacji wytrzebił tą ekologiczną formę transportu,
ponieważ podróżowanie po sieci drogowej obok pędzących samochodów
było (i jest) bardzo niebezpieczne i wiąże się z wysokim
dyskomfortem psychicznym, a wręcz stresem. Komunikacja rowerowa
zachowała swój wysoki udział jedynie tam, gdzie istniały spore
sieci ścieżek rowerowych- a więc w Danii i Holandii.
W ostatnich latach obserwujemy masowy powrót rowerów wspierany
polityką władz lokalnych i państwowych. Przoduje Holandia, której
polityka rządowa -"Master Plan Bicycle"- zakładał wzrost
używalności roweru o jedną trzecią do r. 2010 poprzez budowę dróg i
infrastruktury rowerowej, integrację roweru z innymi środkami
transportu itd. W Holandii w połowie lat 90-tych istniało 19 000 km
dróg rowerowych.
Polskie miasta zmieniają się powoli, ale nieodwołalnie. Zmienia się
struktura handlu detalicznego, struktura celów podróży, nowe
aktywności lokują się na obrzeżach i otaczają morzami parkingów.
Powiększanie obszaru miasta zwiększa również długość podróży, a to
z kolei zwiększa nacisk na użytkowanie samochodu. Kontynuacja
status quo doprowadzi do nieodwracalnych i trwałych przekształceń
tkanki miejskiej, do degradacji centrum miasta.
Problem rozwoju ekstensywnego jest jednym z podstawowych wyzwań
cywilizacyjnych, przed jakimi stoją miasta w ogóle. Kiedyś miasto,
gęsto zabudowane i zaludnione, tłoczyło się na stosunkowo małej
powierzchni. Dziś się rozłazi, dzięki terenochłonności samochodu.
Adam Fularz, "Miasta"
http://lubczasopismo.salon24.pl/miasta/